Trudne doświadczenia

Psycholog Psychoterapia Poznań

Każdy z nas ma swoją opowieść. Każdy na swój sposób tłumaczy sobie pewne zdarzenia i na swój sposób je rozumie. Jesteśmy przywiązani do naszego sposobu interpretowania dawnych faktów i trudno nam spojrzeć na nie z innej perspektywy. A jednak to możliwe i niekiedy bardzo pomocne.

Przykładem może być omawianie własnej rodziny  - przyjrzenie się relacjom, jakie w niej panowały, wartościom, konfliktom, wpływom, jakie miały poszczególne osoby na opowiadającego. Spojrzenie na własne drzewo genealogiczne może wzbudzić ogromne emocje - wzruszenie, radość, napięcie, smutek, złość.  Możliwe, że w opowieści pojawi się taka oto wypowiedź: „Moje relacje z mamą były bardzo trudne. Mam wrażenie, że ona mnie bardziej hodowała niż wychowywała. Wychodziła z założenia, że skoro mam co jeść, gdzie spać i łoży na moją edukację to to już jest wystarczająco dużo wysiłku z jej strony. Tak naprawdę najwięcej dostałem od ciotek, do których wyjeżdżałem w każde wakacje. To one tak naprawdę mnie wychowywały, uczyły, kochały. Mama mnie hodowała. Wiele lat byłem na nią o to zły".

Możemy na tym poprzestać. Ale możemy też skorzystać z cudzej perspektywy, pytania, jakie pada od drugiego człowieka. Wówczas możliwy dialog mógłby wyglądać tak:

- Dlaczego mama wysyłała Cię do ciotek na wakacje?
- No jak to dlaczego? To oczywiste. Żeby się mnie pozbyć.
- A czy może być tak, że robiła to dlatego, bo wiedziała, że one dają Ci coś, czego ona sama, Twoja mama, dać Ci nie potrafi, bo tego nie ma? Czy możliwe jest, że zgadzała się na to, abyś odwiedzał ciotki, bo Cię kochała i jednocześnie wiedziała, że Ty bardzo potrzebujesz, tego co dostajesz od ciotek, a ona nie może Ci tego dać, nie dlatego, że nie chce, ale dlatego, że zwyczajnie sama tego nie ma. Czy możliwe jest, że kierowały nią DOBRE intencje?

Tutaj następuje chwila konsternacji. Zaskoczenie i jakby ulga. Seria obrazów z przeszłości przebiega przez głowę. Mama pochodziła przecież z rodziny, którą w obecnej nomenklaturze nazwalibyśmy patologiczną. Dziadek bardzo sadystyczny. Gdzie miała nauczyć się miłości? Nie miała takiej możliwości. I być może rzeczywiście wysyłała w wakacje do ciotek, aby te dały dziecku to, czego ona nie mogła, bo sama nie miała. Być może rzeczywiście robiła to z miłości, a nie dlatego, że chciała mieć święty spokój. Wątpliwość została zasiana. Mama zyskuje nowe oblicze, dużo bardziej przyjazne.

Nasze życie jest niezwykle wielowymiarowe. To, co nam wydaje się oczywiste i jednoznaczne, z perspektywy innego człowieka, mającego dystans, na przykład psychologa czy terapeuty, wyglądać może zupełnie inaczej. Ta inna perspektywa bywa bardzo rozwijająca. Przede wszystkim dlatego, że uzupełnia nasz własny obraz rzeczywistości.

Z opowieści tej płynie też inny ważny wniosek. Drugi człowiek może dać nam jedynie tyle, ile sam posiada. I ani krzty więcej. Miłość do drugiego człowieka to kompetencja, której się uczymy od znaczących dla nas bliskich. Gdy nie mamy się jej od kogo uczyć, możemy potem próbować uczyć się sami, już jako dorośli. Mama z opowieści uczyła się, chciała dać dziecku więcej niż sama dostała, usiłowała przeskoczyć własne doświadczenia i własną historię.

Czy dorosłe dziecko ma prawo być złe o to, że dostało zbyt mało? Oczywiście, że tak. Czy może poczuć ulgę, wiedząc, że mama bardzo się starała, ale nie mogła sama dać pewnych zasobów, których  nie miała? Czy wysyłanie dziecka do ciotek na wakacje można ująć jako troskliwą chęć dostarczenia mu dobrych wzorców i pozytywnych emocji, a nie jako egoistyczną potrzebę „pozbycia się ciężaru”? Jak najbardziej. Czy takie rozumienie dawnych zdarzeń poprawia jakość życia i obecne relacje? Zdecydowanie.